Strony

wtorek, 27 marca 2012

Wiosenny haul kosmetyczny.

Dawno nie miałam aż tak dużych zakupów w jednym tygodniu. A obiecałam sobie oszczędzanie, bo ten miesiąc mocno nadwyrężył nasz budżet domowy. Tym bardziej, że zbliża się maj, w którym wybieramy się na długi weekend do Karpacza, a także planuję zmianę telefonu (Samsung Ch@at- ma ktoś?).
Ale do rzeczy. Oczywiście muszę się poskarżyć na światło- przychodząc z pracy zastaję już szarówkę, teraz po zmianie godziny jest lepiej, więc zdjęcia w nowych postach będą wyraźniejsze. Dziś wystarczy, że widzicie co wam chcę opisać =)
Na pierwszy ogień idą kosmetyki do włosów.
Nie będę się jednak rozpędzała z opisaniem ich, ponieważ planuję dość obszerną notkę dotyczącą pielęgnacji włosów.
1) Woda brzozowa- nie wiem gdzie to cudo było przez całe moje życie. Cena ok 4 zł
2) Olejek Alterra- chyba już szerzej przedstawiać nie muszę?
3) Henna creme Delia- czekoladowy brąz - ok 4-5 zł

Avon- ogólnie na zakupy namówiła mnie mama, ponieważ ja sama nie lubię zbytnio tej firmy, wolę Oriflame. Jednak z tych kosmetyków jestem naprawdę zadowolona. Mam tylko zastrzeżenia do maskary i już wiem, że więcej jej nie kupię. Ale do rzeczy:
1) Puder prasowany- Color Trend- 10g - bardzo brakuje mi puszka, bo do kosmetyku została dołączona jedynie gąbeczka. Dzień wcześniej kupiłam znany wszystkim puder z Rossmana Synergen zupełnie zapominając o swoim zamówieniu. Na tle Synergena wypada lepiej, dlatego Avonowski produkt zawitał na półce w łazience, za to Rossmanowski znalazł się w torebce.
2) Korektor Color Trend-  perfect and hide- kolor light - zdecydowanie wolę korektory w płynie, w pędzelku. Ale ten daje sobie świetnie radę i jest o dziwo dobrze dopasowany do mojej karnacji.
3) Maskara- Avon Extend- jak dla mnie mały bubel. Bez wprawy w nakładaniu bardzo szybko zasycha, ma małą szczoteczkę, czego bardzo nie lubię. Wydłuża rzęsy, ale wolę jednak mojego Air Max'a z Astora.


No i moje dwa największe rozczarowania z Oriflame.
1) Gąbeczki veryme - uprzednio nawilżone wodą (oczywiście filtrowaną) sprawiają, że podkład zużywany jest w mniejszych ilościach, nie babram już sobie rąk i ogólnie nałożenie jest bardziej perfekcyjne. Trudniej jest uzyskać nie rozsmarowaną linię. Wadą produktu jest na pewno to, że nie da się ich doczyścić, ale już wiem, że zagoszczą u mnie na dłużej.
2) Face Primer- wygladzająca baza pod podkład. O ile podkład dobrze się rozprowadza, serio wygładza cerę i nie roluje sięz podkładem, to jakiś super zmian nie zauważyłam. Będę stosowała, bo szkoda kosmetyku. Próbowałam zastosować do cieni do powiek, ale na tej linii katastrofa. Cena ok 17 zł w promocji- cena regularna 26 zł
3) Mono eye shadow- granat- kolor nieziemski, niesamowicie napigmentowany... ale co z tego? Strasznie mi szkoda tego cienia, ale po nałożeniu utrzymuje się w stanie nienaruszonym może przez godzinę. Później na powieki nie muszę nakładać eyelinera, tak pięknie się wciska w załamania, a po 3-4 nie ma go w ogóle na powiece (oprócz wspomnianych kresek) =( Szkoda, szkoda, szkoda. Wyżej wymieniona baza przedłuża trwałość, ale unikniemy tylko znikania. Może z dobrą bazą wytrzyma dłużej? Ale nie będę przecież dla jednego cienia wydawała kasę na dobru produkt. Cena cienia - 9zł

 BeBeauty
1) peeling do ciała z winogron i ze skorupką z orzecha- co za zapach!!! Wystarczy otworzyć słoiczek (notabene uwielbiam takie opakowania) a po łazience natychmiast roztacza się miła woń. Zawiera dosyć duże drobinki i polecam go głównie i w sumie wyłącznie na okolicę ud. Cena 4 zł - Biedronka. Nie wiem czy to cena regularna, ponieważ oba produkty kupiłam w promocji
2) Masło do ciała ujędrniające- Brazylia- nawet nie otworzyłam, żeby nie kusić. Mam do wykończenia inne ujędrniające cudeńko do ciała i mam zamiar dobić dna =-)
Ziaja - ulubiona firma kosmetyczna ze względu na działanie no i nie oszukujmy się- na cenę =)
1) Krem do rąk- kozie mleko- do skóry skłonnej do zmarszczek - cóż mogę powiedzieć. Uwielbiam, nie wyobrażam sobie torebki bez tej tubki. O ile opakowanie jest dla mnie problematyczne przy końcowej ilości produktu, to samo działanie jest rewelacyjne. Doskonale nawilża no i ma przyjemny zapach. W moim miasteczku przepłacałam- 7 zł. W Rossmanie kupiłam za 5 zł. Dodatkowo dostałam prezent nr 2 ->
2) Oliwkowy balsam do ust- przypomina mi trochę wazelinę. Ładnie pachnie, jest poręczne, ale zostawiam go na półce przy lustrze, bo torebkę już mam zawaloną takimi pierdołkami, a nawilżenie jest na tyle duże, że nie potrzebuję go ciągle używać. Dlatego ląduje u mnie na ustach tylko rano.
3) Żel pod prysznic Sopot Spa- uwielbiam żele z Ziaji. Tyle. Chyba tez nie muszę szerzej przedstawiać?

To tyle. Nie będę się więcej rozpisywać, produktów jest dużo i chyba każdy znajdzie coś dla siebie. Jeśli chcecie obszerniejszej recenzji któregoś z kosmetyków piszcie w komentarzach. 
Zapraszam na kolejny post który dotyczyć będzie pięlęgnacji włosów.



niedziela, 25 marca 2012

Metamorfozy

Witajcie kochane =)
Nie muszę pisać o tym jak pięknie jest za oknem. Ciepło, słonecznie, ptaszki ćwierkają, serduszko mocniej puka... Postanowiłam zrobić coś z sobą i na pierwszy ogień poszły włosy. Chciałam, a wręcz musiałam je pofarbować. W miejscu starego koloru zrobił mi się dziwny rudy, który bardzo brzydko wyglądał i dawał wrażenie wypłowiałych włosów. Jak wiecie borykam się z wypadaniem włosów, farbuję bardzo rzadko i długo szukałam skutecznego, ale niestety (w tym miesiącu) taniego rozwiązania. Wybór padł na hennę. Mam zamiar zakupić tą oryginalną Khadi, ale niestety brak funduszy w tym okresie. Zresztą powiedziałam sobie, że poszukam tańszego odpowiednika, jeśli się z nim zakoleguję, to zostanie on na dłużej. Przy ostatniej wizycie w Rossmanie kupiłam hennę w kremie firmy Delia Cosmetics, kolor czekoladowy brąz. Cena około 5 zł. (Obiecuję, że niedługo notka z wiosennym haulem, a krótko po tym wpis o włosach i recenzja kosmetyków=))
Efekty czwartkowego farbowania będziecie mogły zobaczyć na poniższych zdjęciach.
Za to w sobotę dopadły mnie nożyczki fryzjerskie. Również długo się przed tym broniłam, ale jakoś w tygodniu mama do mnie zadzwoniła z wiadomością, że znalazła w okolicy fryzjerkę (notabene dalsza kuzynka), która chętnie obetnie mnie w weekend (normalnie w sobotę tylko czeszą i nie zgadzają się na cięcie. U was też tak jest?). Natalia ścięła mi trochę grzywkę, delikatnie przycięła końcówki tak aby długość pozostała bez zmian i postopniowała resztę tak, żeby najdłuższe pasma nie wyglądały jak niedobitki. Mam mało włosów i obawiałam się że postopniowane włosy nie będą fajnie wyglądały. Ale doznałam szoku. Kiedy po cięciu doszly do siebie, zaczęły się wykręcać na wszystkie strony jak dawniej =)! Pofalowane zyskały na objętości, mimo że trochę włosów zostało na płytkach w salonie. Nigdy nie byłam tak zadowolona z cięcia średnio długich włosów. W okresie liceum obcięłam się bardzo krótko i to mi  bardzo odpowiadało, ale przy moim wzroście śmiesznie to wyglądało. Niestety nie miał mi kto zrobić zdjęcia z tyłu głowy i musicie się uraczyć tylko zdjęciem an-face.
Tadam!!! Jak dla mnie kolor boski, cięcie boskie! 
Na tym samym zdjęciu możecie zobaczyć jak z kolei przebiegła wizyta u żony kuzyna, która jest po szkole kosmetycznej i często gęsto dba o brwi moje i mamy. W ciągu tygodnia jestem zdana na pęsetę i kredkę, ale jeśli tylko mam czas jadę na wosk i hennę. Zawsze bałam się takiej depilacji, ale Madzia jest przesympatyczną osobą i nakłoniła mnie swoim entuzjazmem. 

Ten weekend nie był tylko dla mnie. W sobotę wieczorem wraz z koleżanką zorganizowałyśmy w moim pokoju małe centrum kosmetyczne. Pierwszy raz wykonałam komuś pełny makijaż i jestem bardzo zadowolona z efektów. Kreska eye-linerem na czyimś oku była dla mnie niezwykłym wyzwaniem i mam nadzieję, że jak na pierwszy raz poszło całkiem nieźle. Zresztą same oceńcie...

Późna pora nie pozwoliła na dobre ujęcie makijażu, mam nadzieję, że widzicie chociaż koncepcję. W sztucznym oświetleniu mój aparat sobie zwyczajnie nie radzi. Muszę was zapewnić, że Natalia jest przepiękną dziewczyną i make up, szczególnie oka dobrze to podkreślił. Jeśli ktoś jest ciekawy kosmetyków- napiszcie w komentarzu =)

Na koniec mój niedzielny zwyklak...

I apel na koniec!
Przyszła wiosna! Niech nasze nogi ujrzą w końcu światło dzienne!


piątek, 16 marca 2012

Nowe Glamour

Wpadłam dzisiaj do sklepu, przebiegłam koło półki z gazetami... wróciłam. Na samym dole zafoliowane, marcowe Glamour. Dawno nie byłam w sklepie, w tym tygodniu to P. załatwiał zakupy, bo nie miałam czasu, więc nawet nie wiem jak długo tam leżało. Ostatnie. Obiecałam, że nie kupuję zbędnych gazetek, mam co czytać w domu, gonią terminy z analizy. Ale kiedy zobaczyłam co jest dodatkiem, wiedziałam, że muszę ją włożyć do koszyka.
cena 9.99 zł

Nie jestem fanką błyszczyków do ust, ale kolor mnie zauroczył.  Przynajmniej w tubce, na ustach niestety znika. Co jest jednak plusem tego produktu? Nie czuję lepkości ust. Tubka jest ładna, aczkolwiek w aranżacji bardziej dla nastolatek. Zobaczymy jak z nim będzie w miarę upływu czasu. Może się z nim zakoleguję na dłużej? Jak nie oddam mamie...


Lip Gloss Liselotte Watkins
-Backstage Pink-
Oriflame

a tak prezentuje się na ustach. 
(przepraszam za dziwne przebarwienie obok ust, brudna nie jestem =p)

A może i wy upolowaliście ten zestaw, albo posiadacie już błyszczyk z tej kolekcji? Jak wrażenia?

poniedziałek, 12 marca 2012

Coś co kochają moje usta...

Nie rozumiem dlaczego wcześniej nie zrobiłam tej recenzji... To cudeńko gości w mojej torebce od podstawówki ( z paroletnią przerwą i oczywiście nie to samo opakowanie) i jest czymś bez czego nie mogą się obejść moje usta. Żeby było dziwniej owy kosmetyk przydaje się zimą na popękane łokcie, czy suche skórki... W jakim cudeńku kryje się tyle dobra?




"Miodzik" - uniwersalny kremik od Oriflame 15ml
 Aktualnie posiadam miodzik z edycji limitowanej Tender Care Vanillia. Kosztował mnie 14,90 zł, w promocji. W cenie regularnej kremiki kosztują 22 zł, a wariacje zapachowe pojawiają się raz na jakiś czas. Dostępny jest krem uniwersalny (różowy słoiczek-w regularnej sprzedaży), waniliowy (kremowo-złoty słoiczek, który posiadam), karmelowy (brązowy) oraz czekoladowy (ciemny brąz). Każde opakowanie ma złotą obwódkę oraz emblemacik na zamykaniu. Niestety jak widać, na moim egzemplarzu się to już starło, co nie wygląda może zbyt estetycznie, ale nie ujmuje to działaniu tego cuda. Pachną dość intensywnie, ale przede wszystkim doskonale nawilżają. Ja z miłością używam ich do ust. Są wtedy dobrze nawilżone, nie pękają, delikatnie błyszczą i są dobrze przygotowane do ewentualnego nałożenia pomadki.
 Niestety wadą miodzików jest właśnie opakowanie. Kiedy miałam krótkie paznokcie było okey, ale w tym momencie większość kremu wciska mi się pod paznokieć, czego wręcz nienawidzę. Można jednak doskonale wybrnąć z tej sytuacji i nadprogramową ilość miodziku można wetrzeć sobie w skórki paznokci. Jak już pisałam wcześniej, kremik poradził sobie z pękającą skórą łokci =) cudo, które nie wymieniłabym na żadne inne.. =)
skład Tender Care Vanillia: 
PETROLATUM, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, PARAFFINUM LIQUIDUM, CERA ALBA, PARAFFIN,ACETYLATED LANOLIN, CETYL ALCOHOL, PARFUM, TOCOPHERYL ACETATE, PROPYLPARABEN
Jeśli macie możliwość zamówienia u konsultantki, lub inne własne dojścia typu allegro- nie wahajcie się ani chwili. Jeśli któraś z was nie lubi pomadek/błyszczyków- ta opcja jest dla was!



poniedziałek, 5 marca 2012

O pewnym magicznym miejscu, bo prywatnie...

uwielbiam spacery nad Rusałką, jednego z jezior w Poznaniu, które owiane jest niestety złą historią. Jak podaje ciocia Wikipedia jezioro powstało w 1943r. dzięki pracy Żydom osadzonych w przymusowych obozach pracy... Niestety wiele z nich (i nie tylko z nich) zostało tam rozstrzelanych, co do dziś upamiętniają trzy pomniki...
Rusałka nie tylko ma piękną nazwę, straszną historię... ale jest przepiękna o każdej porze roku. Niestety nie było mi dane zobaczyć jak wygląda pod śnieżnym puchem, ale mogę sobie tylko wyobrazić, że wygląda wtedy jak bajkowa kraina...
Dziś urwałam się wcześniej z zajęć i znów pojechaliśmy z moim lubym w to czarujące miejsce...


LATO
Lato nad Rusałką obfituje w plażowiczów, biegaczy, rowerzystów i zapach smażonej kiełbaski. O tej porze roku wybrałam się tam po raz pierwszy z moją znajomą, która namiętnie oddaje się pasji fotografowania. Uwieczniłyśmy parę pięknych zakątków, których jest na prawdę mnóstwo! W odróżnieniu od Jeziora Kierskiego, które jest o wiele większe i które bardziej lubiłam, ma wiele tajemniczych miejsc, gdzie można się schować na romantyczną randkę. A może po prostu jeszcze nie odkryłam takich zakątków nad Kierskim? Wszystko przed nami, ale póki co nie uśmiecha mi się poświęcanie całego dnia tylko po to, aby przejść je wkoło =) Na pewno jest tam mniej ludzi z uwagi na to, że nad Rusałkę ludziom z Poznania jest o wiele bliżej. Ja mieszkając na Strzeszynie mam pełny wybór =]
Niestety na zdjęciach więcej mnie niż tego miejsca, ale nie były (oprócz ostatniego) robione z myślą o jego ukazaniu.
...piękne kamienne mostki, które spotykamy co jakiś czas...


bajecznie, prawda?

za tym powalonym drzewem jest ścieżka z ktorej nas kompletnie nie widac, a my mamy widok na jeziorko.. moje ulubione miejsce na wyciszenie... =)


Rusałka =)

JESIEŃ
...a wtedy jest jeszcze bardziej bajkowo! Brakuje tylko Kasztaniaków uciekających spod liści. O zachodzie słońca, kiedy przyroda oblewa się ciepłym światłem jest na prawdę niesamowicie. Zresztą sami spójrzcie!
widzicie te drzewa? A to dopiero początek...

uwierzcie mi, że na żywo zapiera dech w piersiach!

...kaczuszki... 

dalej idąc w tym kierunku można dojść na Sołacz- jeden z piękniejszych parków w Poznaniu


bukiecik z liści zabrałam oczywiście do domu =)

ZIMA
Nie mam zbyt wielu dni, które mogłabym opisać... Zimą nie miałam czasu na Rusałkę, nie wiem jak wygląda pod śniegiem =( Ale w pierwszych dniach marca jest równie urzekająca... Tym razem sama okolica...





A na końcu bonus... od 3 tygodni noszę okulary korekcyjne. Nie mam dużej wady, ale jest to astygmatyzm i mój okulista mnie dobrze tym wystraszył...  I jak?


Przepraszam za całe mnóstwo zdjęć... ale kocham RUSAŁKĘ!