Strony

niedziela, 29 lipca 2012

Techniczne SOS update

   Haha, naprawiłam =D Dla tych którzy nie widzą o co chodzi odsyłam do poprzedniej notki.
Dziewczyny, jak wam się pokaże przy dodawaniu bloga do obserwowanych, że nie macie zdjęcia ani nazwy, jest sposób na rozwiązanie tego problemu i wcale nie trzeba czekać na zmianę humorów blogspota!
Zrobiłam to całkiem przypadkowo, ale postanowiłam pomóc i wam!

Jeśli uda wam się zalogować i dodać bloga do obserwowanych, ale mimo wszystko nie widzicie siebie, ale puste okienko bez zdjęcia i brakuje waszej nazwy (ja na zrzucie już mam problem rozwiązany) wystarczy, że klikniecie w OPCJE i wybierzecie USTAWIENIA WITRYNY

Tak Maxi A., to twoi obserwatorzy =D
Pojawi wam się następujące okienko. Klikacie w EDYTUJ PROFIL BLOGGER i po prostu zapisujecie swoje wcześniejsze ustawienia.


 Kochani, problem rozwiązał się od razu, na witrynach gdzie wcześniej próbowałam się zalogować w końcu widnieję jako Ja, a nie anonimowy użytkownik =)
Dajcie znać czy się sprawdziło =)

Zapraszam tez do poprzedniej notki z OOTD weselnym oraz wzięcia udziału w rozdaniu które trwa do 10 sierpnia.


Weselny OOTD

   Przełom czerwca i lipca, ogromny upał i wielkie wydarzenie. Obiecałam wam miesiąc temu, że dodam weselne OOTD, ale po ślubie zastanawiałam się czy to ma sens. Nie zrobiłam zdjęć ukazujących strój i makijaż, a te które mam nie pasują chyba na tę notkę. Było niesamowicie gorąco, sala nie była klimatyzowana więc z góry uprzedzam, przepraszam za wygląd.

Dzień I
fryzura: gładki kok, bez niczego co latałoby mi wokół twarzy, zbyt długa już grzywka została podkręcona i pospinana. Parę dni wcześniej włosy zafarbowałam henną w kremie firmy Delia
makijaż:czarna kreska zakończona jaskółką, oko delikatnie wyblendowane cieniami.
dodatki: kolia z Allegro zrobiła się pod koniec wesela brzydka, z powodu upałów pocili się wszyscy niesamowicie, a obcierana przez szyję kolia straciła kolor, stała się szaroniebieska i pobrudziła mi skórę =( Branzoletki z zestawu kupionego w Rossmanie, również złote. Kolczyki złoto-czarne, delikatne.
Sukienka: różowa, zwiewna, z asymetrycznym dołem, który nie został ujęty, kupiona na targu. Niestety później musiałam się przebrać. Jak już pisałam, ze wszystkich się dosłownie lało...

buty: Tamaris




Dzień II 
fryzura: rozpuszczone, pofalowane włosy
makijaż: podobny do tego ze ślubu
dodatki: brak
sukienka: miętowa, prosta, z czarnym paskiem z kokardką, kupiona w małym sklepie
buty: te same co na ślubie: Tamaris


Bonus: bez podkładu (spłynął) za to w wianku, który ozdabiał świeczniki... =D


Jak widzicie, lubię proste kroje, sukienki bez dekoltów, nie pokazujące ramion. W nich się najlepiej czuję, a mogę pokazać troszkę nóg, choć z długością tutaj też nie zaszalałam. Pierwsza sukienka jak już wspomniałam była asymetryczna, przód był krótszy, i świetnie eksponował nóżki, mimo wszystko jednak była elegancka. =) Żałuję, że nie mam lepszych zdjęć, cały czas o nich myślałam, a przyszło co do czego to już nie było na nie czasu. 

Mimo upałów wybawiłam się niesamowicie, ale mam nadzieję, że na ten rok to koniec dużych imprez. 




sobota, 28 lipca 2012

Techniczne SOS!

   Dziewczyny pomóżcie! Mam techniczny problem z blogiem. Nie mogę dodawać do obserwowanych, za każdym razem muszę się logować, strona długo się ładuje, a już jak się połączy to obserwuję jako użytkownik bez nazwy i zdjecia. Macie/ miałyście ten problem? Uciążliwe to jest, tym bardziej jeśli chcę wziąć udział w jakimś rozdaniu jako nowy użytkownik...

PS: chcecie notkę jak się nauczyłam robić idealnie proste kreski eyelinerem?

Akcja postcrossingu u Gusi Zet!

   Post na szybko bo idę na smażing-leżing. Zapraszam was dziewczyny do udziału w akcji pocztówkowej na blogu Gusi Zet. Chodzi o wysyłanie sobie kartek z różnych części Polski. Więcej w linku.
Ja już się zgłosiłam, ale potrzebujemy więcej chętnych!




środa, 25 lipca 2012

Niebieski makijaż dla piwnych oczu

   Długo próbowałam się przekonać, że niebieski w makijażu nie jest tandetny. Nie wiem skąd się u mnie wzięło to przekonanie, może kojarzyło mi się z kolorowymi latami 90'? Robiłam wiele podejść i zawsze czułam się niekomfortowo. Póki parę miesięcy temu nie kupiłam granatowego cienia z Oriflame. Kolor jest przepiękny i niesamowicie dobrze napigmentowany, ale jego trwałość pozostawia wiele do życzenia. Dlatego zaraz po przetestowaniu poszedł w kąt. Do czasu kiedy nie otrzymałam do testów bazy pod cienie z Quiz Cosmetics. Z cieniem się polubiłam, tym bardziej, że bardzo fajnie wygląda na linii wodnej.
Parę dni temu postawiłam kolejny krok i kupiłam granatowy eye liner z Wibo. Dziś trochę poeksperymentowałam i wyniki mam zamiar pokazać wam w dzisiejszym poście.


Dla powiększenia obrazu i sprawdzenia jak pięknie pomalowałam sobie rzęsy granatowym linerem wystarczy kliknąć w wybrane zdjęcie =D


Na początku pomalowałam całą powiekę szarym cieniem, a następnie rozświetliłam środek cieniem opalizującym. (Niestety brak tego efektu na zdjęciach). Następnie wykonturowałam oko ciemniejszym kolorem. Żałuję, że nie pociągnęłam makijażu trochę wyżej, ale z drugiej strony bałam się przesadzić. Dlatego całość zakończyłam kocim uniesieniem, dzięki czemu oczy nabrały charakterku.
Później zrobiłam cienką kreskę eye linerem i nałożyłam granatowy cień na linię wodną. Robiłam to pierwszy raz i efekty mnie bardzo zaskoczyły. Będę częściej wracała do tego triku.
Na koniec wytuszowałam rzęsy i voila!


Myślę, że ten makijaż ciekawie wygląda przy piwnych oczach. Dzięki zestawieniu kolorów moja tęczówka wygląda na zieloną. Wydaje mi się, że ten make up świetnie pasuje do letniego zestawu, aczkolwiek wybrałabym go raczej na większe wyjście. Na dzień proponuję tylko kreskę zrobioną eye linerem.



A oto kosmetyki, których użyłam do wykonania makijażu: 


- granatowy eye liner Wibo
- cień z Essence 47 earl grey (niestety miał mały upadek i straciłam większą część)
- cień z Oriflame Royal Blue
- maskara Avon Color Trend great lenghts
- jasny cień z poczwórnych cieni z Ingrid Cosmetics


~*~
Przypominam o pierwszym pastelowym rozdaniu, które trwa do 10 sierpnia. KLIK


oraz o nowym fan pagu bloga na facebook'u KLIK

Pozdrawiam cieplutko...!




wtorek, 24 lipca 2012

Shinybox- liczę na waszą pomoc =)

   Z dużym opóźnieniem zdecydowałam się na wzięcie udziału w projekcie ShinyBoxa. Większość z was jest już albo po rejestracji, albo nie jest przekonana do subskrypcji. Brakuje mi około 16 rejestracji, więc mimo wszystko proszę was o pomoc =)

Kliknij TUTAJ aby zapewnić sobie możliwość otrzymania darmowej paczuszki z pięcioma kosmetykami. Wystarczy się zarejestrować i zebrać 100 ShinyStarsów =)



niedziela, 22 lipca 2012

Skin energy eye cream Oriflame

   W końcu na niebie zrobiło się niebiesko, a nie szaroburo. W te deszczowe dni ciężko było wystawić rano nos spod kołdry. Tym bardziej, że mimo urlopu musiałam wstawać wcześniej niż zwykle. Tylko co tu zrobić kiedy oczy kleją się cały ranek i żeby je otworzyć potrzeba nie lada wysiłku?

Jakiś czas temu zamówiłam swój pierwszy krem pod oczy. Kiedyś było trzeba, w Oriflame była promocja więc skusiłam się na Skin enegry eye cream z serii Optimals.


Krem znajduje się w żółtej tubce o pojemności 15 ml. Ma nieco lejącą (ale nie wodnistą) konsystencję, lekko różowy kolor i delikatny zapach, który poznałam dopiero wąchając butelkę (wcześniej nie zwróciłam na to uwagi). Tubka zakończona jest w sposób naturalny dla tego typu produktu. Niestety bardzo łatwo o wyciśnięcie zbyt dużej ilości kremu, ale stosując go dwa razy dziennie można dojść do wprawy. Dodatkowo, nie licząc wpadek ze zbyt dużą ilością nabranego kremu, jest on niezwykle wydajny. Wystarczą 2-3 krople pod jedno oko.
Krem wchłania się dość szybko i przez chwilę pozostawia mokrą warstwę. Można go z powodzeniem nakładać pod podkład, ponieważ go nie roluje i nie zmienia w żaden inny sposób jego właściwości.
Przed napisaniem recenzji wrzuciłam nazwę na wizaż. O dziwo znalazłam tylko jedną opinię, więc jestem bardzo ciekawa czy któraś z was miała z tym produktem styczność. 



Oprócz produktu w pudełku znalazła się ulotka informująca o kremie. Wg producenta krem nadaje się zarówno na noc jak i na dzień i zawiera witaminę C, co jak już wspomniałam w poście o micelu z Lirene dla mnie jest dużym plusem. Produkt zawiera również drobinki odbijające światło dzięki czemu "skóra jest promienna i odzyskuje swój naturalny blask".

Testy konsumenckie wykazały, że kobiety testujące krem zauważyły bardziej napiętą, jasną i promienną skórę. Ja również podpisuję się pod ich zdaniem. Niżej wrzucam wam zdjęcia z ulotki. Do łatwiejszego  odczytania proponuję kliknać, aby powiększyć obraz.


 Oprócz dobroczynnych właściwości na skórę okolic oka, zauważyłam jeszcze jedną rzecz, która nie jest wypisana na ulotce czy na kartoniku. Bardzo często rano krem "wybudza" moje oczy. Wieczorem nie widzę tej zależności ale po nocy, po nałożeniu produktu czuję, jak powieki chłoną dawkę energii i momentalnie się szerzej otwierają =) W końcu to "skin energy"... Dlatego wszystkim śpiochom, które dodatkowo chcą rozświetlić swoje zmęczone oczy polecam krem z serii Optimals.
Wrażliwcom proponuję nie nakładanie go zbyt blisko oka, u mnie czasem powodował lekkie szczypanie.

Na testy aktualne czeka krem z Flos-Lek'a ze świetlikiem. Dla siebie wybrałam wersję z chabrem bławatkiem, który przeznaczony jest dla osób pracujących przy komputerze. Jeśli się nie sprawdzi wracam z czystym sercem do poprzednika.

ocena końcowa: 5/6

Stosujecie kremy pod oczy? Który jest waszym ulubionym?



Przypominam o rozdaniu i o nowym fan page'u bloga.

sobota, 21 lipca 2012

środa, 18 lipca 2012

Micel od Lirene + przypominajka

   Witajcie Kochani, dziękuję kolejny raz za to, że jesteście ze mną. W ten szarobury dzień miałam w planie leżeć brzuchem do góry w towarzystwie Comedy Central, ale wypadł mi wyjazd do rodziny. Właśnie wróciłam i po kawce i czymś słodkim zapałałam do pracy.

Dziś recenzja płynu micelarnego od dr Ireny Eris. Micele opanowały nasz światek kosmetyczny, dlatego i ja zapragnęłam czegoś nowego, a po urazie z mleczkami do demakijażu koniecznie potrzebowałam zmiany.


Pewnego dnia bez zastanowienia włożyłam płyn od Lirene do koszyka. W domu od razu zabrałam się za testowanie. Pierwszy raz nie był zły, ale oczekiwałam czegoś lepszego. Kosmetyk towarzyszył mi przez ostatni miesiąc i chyba w wystarczającym stopniu poznałam jego możliwości.
Opakowanie to typowa dla tej firmy butelka z charakterystycznym zamknięciem. Jest ono solidne i nie przytrafił mi się jeszcze kłopot z wylaniem się produktu podczas podróży.
Zapach jest delikatny i bardzo mi przypadł do gustu.
Płyn oczywiście jest bezbarwny jak przystało na micela, konsystencja również nie odbiega od podobnych produktów.



Co jednak obiecuje producent?
To właściwy kosmetyk dla każdego rodzaju cery, która wymaga łagodnego i skutecznego oczyszczenia. Doskonale zastępuje mleczko i inne preparaty do demakijażu, efektywnie usuwając z twarzy wszelkie zanieczyszczenia i jednocześnie przywracając jej komfort nawilżenia. Dzięki lekkiej, nietłustej konsystencji płyn idealnie odświeża skórę, działa tonizująco i łagodząco. Nie zawiera alkoholu.


  • delikatne oczyszczanie bez podrażnień - powiedziałabym nawet, że bardzo delikatne. Ale z podrażnieniami ( jeśli chodzi o oczy) bywało różnie
  • nawilżenie - nie zgadzam się kompletnie. A jeśli chciałam od razu nałożyć krem, ślizgał się po skórze nie dając się rozprowadzić
  • uczucie komfortu - tak, jeśli moje oczy nie miały dnia w którym szczypały
  • odświeżenie - tak


Dodatkowo wydajność określiłabym raczej jako kiepską. Trudno dozuje się odpowiednią ilość kosmetyku, dlatego niedługo pojawi się on w poście denkowym. Potrzebowałam większą ilość wacików do oczyszczenia skóry, a i tak miałam wrażenie, że reszta makijażu nadal znajduje się na twarzy. Demakijaż oczu to kompletnie nieporozumienie. Płyn rozmazywał i nie zbierał kolorówki, a rano budziłam się niczym urocza panda.


Mam małego bzika jeśli chodzi o zawartość witaminy C w kosmetykach. Działa ona przeciwstarzeniowo, rozświetla i pomaga usunąć  przebarwienia. Często więc pojawia się w mojej kosmetyczce jako dodatek w produktach. Mimo złej opinii jako micel do demakijażu, mam do niego zaufanie jako produkt tonizujący. Moja skóra czuje się po niej bardzo dobrze =)
Krótko podsumowując, micel pachnie ładnie, nie podrażnia cery, ale oczy czasem tak. Nie radzi sobie z demakijażem i mogę go polecić jedynie jako tonik. Nie zapycha, nie wywołuje podrażnień cery.
Czy polecam jego kupno? Raczej nie, ale są osoby, które są nim zachwycone, więc odsyłam was na wizaż =)
ocena końcowa: 2,5/6

Na koniec przypominam wam o rozdaniu, które trwa do 10 sierpnia =)


Pozdrawiam was mocno i napiszcie koniecznie, czy miałyście okazję testować ten płyn micelarny...



niedziela, 15 lipca 2012

Baza pod cienie- Quiz Cosmetics

     Naczekałyście się na tę recenzję, co? W końcu mam stały dostęp do internetu, ale dodatkowo dopadło mnie straszne lenistwo. Od jutra mam praktyki w szpitalu, ale na szczęście tylko na 3h dziennie.


Baza była dla mnie zaskoczeniem od samego początku, kiedy otworzyłam paczkę od pani Małgorzaty. Lubię firmę Quiz, szczególnie za piękne kolory lakierów Safari, ale o tym produkcie nie miałam pojęcia. Rozochocona w ten sam dzień nałożyłam bazę na powieki.  Niestety tu znalazły się minusy produktu, które mogą okazać się dość istotne, jeśli mamy mało czasu na zrobienie makijażu. Przede wszystkim opakowanie to mały słoiczek, dość solidny i nie pozwalający samoczynnemu otwarciu się. I to jest plus, ale jeśli ktoś ma dłuższe paznokcie może mieć problem z wydobyciem bazy. I to jestem w stanie odpuścić, w końcu przy każdym tego typu opakowaniu jest z tym kłopot.


Nie mam porównania z innymi bazami, ale wydaje mi się, że konsystencja jest w porządku. Kolor, który wydaje się być ciemny, na oku jest prawie niewidoczny
Czas jednak przejść do minusu nr 2. Po nałożeniu większej ilości bazy na oko, zaczyna się ona zbijać w grudki, ale po paru dokładnych ruchach uzyskujemy idealnie nałożoną warstwę. Większy kłopot zaczyna się jeśli produkt połączy się z podkładem. Niemożliwe jest połączenie ich bez brzydkich grud. Dlatego przy nakładaniu podkładu lepiej omijać okolice, w które będziemy aplikować bazę. 
Poniżej zdjęcia przed rozsmarowaniem produktu i po.


Na spodzie opakowania została zamieszczona informacja o produkcie. Niestety jest dość skąpa i nie dowiemy się z niej nic o składzie. Dla mnie to bez znaczenia, ponieważ produkt mnie nie uczulił i nie mam też "fisia" na punkcie kosmetyków ekologicznych.


Początkowo zaaplikowałam na nią cienie, które nie zbijają się szybko w załamaniu. Baza delikatnie podbiła ich intensywność i o dziwo nie robiła kłopotu przy blendowaniu. Cienie trzymały się do końca dnia w stanie nienaruszonym. Pomyślałam: "Okey, wyciągniemy cięższe działa" i kolejnego dnia na bazę nałożyłam cienie z Oriflame'u, które mają piękny, intensywny kolor, ale w tempie ekspresowym znikały z oka. Z bazą trzymały się do końca dnia! Ucieszyłam się bardzo, ponieważ szkoda mi było wyrzucić bubla, który po dojechaniu do  pracy już był prawie niewidoczny na powiece.
Ostatnią, najcięższą próbą dla bazy było wesele w temperaturze +34 C (jak nie więcej). Wszystko spływało z twarzy, sukienka po paru tańcach gotowa była do odwirowania. A cienie zostały na miejscu do godziny 5 rano =).
Dlatego mimo problemów z nałożeniem, które i tak da się zniwelować, ten produkt jest dla mnie wybawieniem i polecam go każdemu. Baza jest UTRWALAJĄCA i na tym polu wypada rewelacyjnie!

Ocena 4,5/6



wtorek, 10 lipca 2012

Ogłoszenie

   Ojj kochane, ja was bardzo przepraszam. Zniknęłam,  ale niestety po przeprowadzce zostałam odcięta od neta i teraz mam w ogóle problem z jego podłączeniem. Ponadto został mi jeden egzamin, a w piątek wracam do rodzinnego miasteczka, żeby odbyć praktyki w szpitalu. Dziękuję za wszystkie zgłoszenia dotyczące rozdania i zapraszam kolejne osoby do zabawy.
Jak tylko będę mogła nadrobię wasze notki...
Pierwszą notką która ukaże się niebawem, będzie recenzja bazy pod cienie z Quiz Cosmetics.