Strony

piątek, 31 sierpnia 2012

Światowy dzień blogera!

Oby nam się!
- wejść tylu, że licznik nie nadąży
- komentarzy tylu, że się nie wmieszczą pod postami
- weny twórczej, której mi tak mocno ostatnio brakuje
- oryginalności
- pomysłów
- ŻEBY BLOGSPOT PRZESTAŁ JUŻ SIĘ PSUĆ!


Wszystkiego co sobie tylko wymarzycie w naszym kochanym, internetowym świecie =)




czwartek, 30 sierpnia 2012

O wyciągu z owoców agrestu indyjskiego, czyli Amla pod lupą.

Hejo, hej!
   
   Kiedyś pisałam wam, że zamówiłam osławioną na blogach Amlę. Jest to jeden z najbardziej znanych olejków do włosów pochodzących z Indii. Jego decydującym czynnikiem jest wyciąg z owoców agrestu indyjskiego zwanego właśnie Amlą. 
Moje włosy są od połowy długości wysoko porowate, natomiast ich górna część jest normalnie porowata. Są suche na końcach, ale przy skalpie często są przyklapnięte. Bardzo im służyły allterowskie olejki, ale liczyłam na jeszcze lepsze działanie. Wybór automatycznie padł na Amlę, jednak zabrałam się za wersję mniejszą 100ml. 
I nie żałuję, że nie wzięłam większej buteleczki.


Olejek dostajemy w kartonowym pudełeczku, który nie zawiera polskich informacji, chyba, że importer dolepi karteczkę.  Z kolei już główne opakowanie jest z przezroczystego, plastikowego tworzywa i zamykane jest na nakrętkę. Niestety "dozownik" jest po prostu dość dużym otworem, z którego łatwo o przelanie zbyt dużej ilości produktu.


Płyn jest rzadki, ciemno zielony.
Sam olejek, delikatnie mówiąc śmierdzi. Na początku mi to nie przeszkadzało, ale po paru godzinach z nim na głowie zaczynał robić się duszący.

Amlę nakładam na ok 4 godziny, dwa razy zdarzyło mi się go nałożyć na noc. Nie zauważyłam różnicy między tymi dwoma sposobami.
Oczekiwałam zahamowania wypadania włosów i większego blasku, który widziałam na wielu zdjęciach dziewczyn stosujących ten olejek.


SKŁAD: 
Light liquid paraffin, RBD Canola Oil, RBD Palmolein Oil, Parfume, Amla Extract, TBHQ, C.I 47000, C.I. 61565, C.I. 26100



W rzeczywistości olejek nie pomógł w walce z wypadaniem włosów, a nałożony na skalp wręcz je nasilał (mam wrażliwy skórę głowy). Nie zauważyłam również poprawy kondycji włosów. Wizualnie troszkę bardziej się błyszczały i były ujarzmione. Nie puszyły się, a sam olejek zmywał się dobrze delikatnymi szamponami.
Próbuję go skończyć, ale jest dość wydajny mimo za dużej nakrętki. Nie kupię go ponownie i nie polecam go nikomu. Jak zwykle dopiszę, że są dziewczyny zadowolone z efektów jakie daje Dabur Amla, więc całkiem zły nie jest.
Ocena końcowa? 2,5/6
Zdecydowanie bardziej służą mi olejki z Alterry i teraz szukam jakiegoś substytutu. Coś polecacie?


poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Pokojowe rewolucje. Urządzanie mojego kącika =)

Cześć dziewczęta =)
   Która z was nie marzy o własnej toaletce, kąciku w sypialni/mieszkaniu, który będzie tylko wasz? Sytuacja zmiany mieszkania wręcz mnie do tego zmusiła, gdyż kosmetyki w łazience się nie mieściły, a i nie było gdzie dostawić dodatkowej półki. Zresztą światło było o wiele lepsze przy naszym oknie w pokoju.

Zdecydowałam się więc, na wykombinowanie skądś prowizorycznej toaletki. Aktualnie nie było mnie stać na nowy mebel, więc pożyczyłam od kuzynki półkę. Jak widać miejsca nadal było mało, a całość w pokoju nie wyglądała zbyt estetycznie.


Na gwałt w tamtym tygodniu pojechaliśmy do JYSKA. Aktualnie były promocje, więc nie zastanawiając się długo przygarnęliśmy do siebie parę desek...


...i Sylwia siedziała i bawiła się w składanie, klejenie, przykręcanie...


Po niecałej godzinie mogłam cieszyć się nową komodą =)
Nie posiadamy nadal wiertarki, więc nie mogłam przymocować uchwytów, ale po skończonej pracy stwierdziłam, że mebel zostawię tak jak jest.



Na górze stoi lusterko (niestety przez dwa lata zdazyło mi się nieco pofatygować i jest pęknięte), lampa i doniczka z całym arsenałem aż trzech pędzelków =) Dodatkowo siedzę właśnie przy niej, ponieważ zrobiłam sobie tu istne centrum dowodzenia blogspotem =) 


 Górną szufladę zajmuje kolorówka i artykuły do twarzy. Kolejne zajęte są przez produkty do ciała i włosów. Rzeczy typowo łazienkowe stoją oczywiście w innym pomieszczeniu.



Jestem mega dumna. Nadal coś przestawiam, ale układ będzie raczej taki sam. 
I jak wam się podoba?

   

niedziela, 26 sierpnia 2012

Nowa współpraca, powitajmy Orientanę =)

 Cześć dziewczyny =)
    Znacie Orientanę?  
ORIENTANA to kosmetyki naturalne. Nie znajdziecie w nich szkodliwej chemii, PEG-ów, parabenów, parafiny, olejów mineralnych, sztucznych zapachów czy koloryzatorów. Nie zawierają niedozwolonych substancji pochodzących od zwierząt i nie testujemy ich na zwierzętach.

Zawierają świeże składniki roślinne pochodzące z czystych ekologicznie rejonów Azji. Receptury naszych kosmetyków stworzone zostały w oparciu o wiedzę i doświadczenie Dalekiego Wschodu, głównie tradycyjnej medycyny azjatyckiej. 
 
Nasze kosmetyki przywracają naturalne funkcje skóry, pobudzają jej metabolizm i odbudowę. Nie uczulają i nie podrażniają.


Dzięki uprzejmości pani Anny otrzymałam balsam do ust z RÓŻĄ JAPOŃSKĄ. Pachnie przyjemnie i jeszcze nie odważyłam się go "pomacać". Zawarty jest w odkręcanym pojemniku, w którym znajduje się aż 8g produktu.

Myślałam, że określenie "z różą japońską" określa jedynie ekstrakt z tego kwiatu. Jakież było jednak moje zdziwienie, kiedy po odwróceniu słoiczka moim oczom ukazały się płatki róży wtopione w produkt =)


Recenzji możecie oczekiwać już wkrótce, ja uwielbiając mazidełka do ust na pewno dogłębnie go przebadam. 
A wy miałyście styczność z tą firmą? Myślę, że warto się zaznajomić z ich ofertą, która dostępna jest na stronie www.orientana.pl 

   

wtorek, 21 sierpnia 2012

Post do oglądania. Ot tak.

   Nie ma czytania, zapraszam na same zdjecia. Czego? Tego wszystkiego co robiłam przez ostatni tydzień. Brat był na wakacjach w Poznaniu i trzeba było jakoś zająć sobie czas.

To jeszcze z rodzinnych stron. Kajakujemy =)

Przerwa na jedzonko =)

Poznań. Ogród Botaniczny



Zdjęcie było już w ostatnim poście. Moja ostoja nad Strzeszynkiem





Paweł ma na tym zdjęciu 4 palce, a ja w ogóle =D
Bo nie mam weny, leń dopadł, nie wiadomo kiedy puści...

sobota, 18 sierpnia 2012

Garnierowska klapa, czyli jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego.

    Jak pięknie się zrobiło ! Dziś łapaliśmy promienie słońca nad poznańskim Strzeszynkiem i dopiero co wróciliśmy. Ostatnio zaniedbuję blogosferę, ale kiedy jest tak ciepło na dworze, nie sposób jest usiedzieć w domu. Rozłożyłam ręcznik, usiadłam zaraz przy brzegu w otoczeniu drzew i z dala od tłumu i zatopiłam się w książkę Olgi Tokarczuk. Ah... żyć, nie umierać =)



Jak już wam wspominałam wam w ostatnim poście, latem mam problemy z nagromadzaniem się łoju w porach cery. Jak tylko zauważyłam co się dzieje capnęłam za zapomniany już Garnier Czysta Skóra, produkt 3w1, który "ponoć' oczyszcza, matuje i złuszcza.


Wcześniej używałam go góra raz na tydzień, dlatego że sama aplikacja jest dla mnie dość nieprzyjemna. Nie widziałam żadnych efektów, chyba, że na minus, ale pomyślałam, że jeśli teraz kiedy moja skóra potrzebuje oczyszczenia jak nigdy, systematyczność w końcu musi mnie dopaść. Moje przemyślenia?

Po pierwsze tubka. Początkowo była w porządku, ale teraz kiedy w końcu dobijam dna ciężko jest wydobyć produkt, który ma dość zbitą i gęstą konsystencję. Opakowanie nie jest przezroczyste i nie wiem na ile mi go jeszcze zostało. Pachnie świeżo, krem jest biały i znajdują się w nim drobinki peelingujące, które moim zdaniem są zbyt ostre.


Czasem jednak wybaczam takie rzeczy produktom, których zastosowanie się sprawdza. Jak jest w tym przypadku aż szkoda mi pisać, ponieważ wiem, że są dziewczyny, które uwielbiają ten garnierowski kosmetyk.

1) Żel myjący - OCZYSZCZANIE.
Do demakijażu się nie nadaje, bo zawiera peelingujące drobinki, które lepiej, żeby sie do oczu nie dostały. Samo oczyszczanie jest nieprzyjemne, nie lubię takich kremowych konsystencji, wolę w tej kwestii żele. Ponadto nie czułam, żeby moja cera w jakikolwiek sposób była oczyszczona.

2) Peeling- ZŁUSZCZANIE
I w tym temacie radzi sobie dobrze. Skóra jest gładziutka, ALE wyglądam jak ostatni Mohikanin. Mam twarz czerwoną, szczególnie na policzkach (nie polecam więc dla naczynek), ukojenie daje tylko nałożenie dobrze nawilżającego kremu, ale i on czasem powoduje szczypanie. Zaznaczam, że nie jestem masochistką i nie tarłam mocno skóry.

3) Maseczka- MATOWANIE
Matuje? W życiu, ciekawe w którym miejscu... Po paru minutach powoduje uczucie ściągnięcia i zmywa się dość ciężko. Bywało, że zostawała gdzieś przy uszach i nieprzyjemnie się zasuszała.

Od takich produktów nie wymagam wiele. Pamietam, że kupiłam go wtedy w promocji, ale teraz nie kupiłabym go nawet gdyby kosztował grosik. Miał robić dużo, nie robi prawie nic. Ktoś mi kiedyś powiedział, że jeśli coś jest od wszystkiego, to tak na prawdę jest od niczego i w tym przypadku zgadzam się z tym zdaniem w 100%.
Aktualnie kupiłam brązową glinkę w czystej postaci w sklepie Organicum. Takich cudeniek jak ten powyżej już nie chcę.
Końcowa ocena 1/5. Punkt za wydajność, aczkolwiek i ona na koniec stała się moim utrapieniem.

środa, 15 sierpnia 2012

Domowy sposób na zakórniki #3

   I jak wam mija wolna środa? Mi co najmniej leniwie, chyba wybierzemy się wieczorem na Stary Rynek. W poniedziałek do Poznania przywieźliśmy mojego młodszego brata i wczoraj byliśmy w Ogrodzie Botanicznym i na Epoce Lodowcowej 4 (na marginesie: polecam!) 
Dzisiaj postanowiłam zalaminować włosy. Efekt świetny, mimo że źle spłukałam żelatynę i wygląda to trochę tak, jakbym dostała łupieżu. Wkrótce efekty pokażę na blogu (jak tylko ogarnę jak się pozbyć papki z włosów).

Dziś jednak o czymś innym. Już kiedyś pisałam wam o domowych sposobach na zaskórniki. Żelatynę przygotowuje się każdorazowo, a toniku aspirynowego po prostu nie chce mi się robić, mimo że był skuteczny.
Ale czym są w ogóle te wredne krostki i czarne punkciki na naszej twarzy
To nic innego jak złuszczone komórki naskórka, łój i zanieczyszczenia. Czasem górna warstwa się utlenia i przybiera ciemną barwę, stąd te brzydkie czarne punkty na naszym nosie czy czole.

Jakiś czas temu przeglądając blogi trafiłam na nowy przepis, dotyczący tego problemu. Można go zrobić w domu, a przede wszystkim robi się go bardzo szybko w porównaniu do toniku aspirynowego, z którym trzeba było się namęczyć, jeśli chcieliśmy rozgnieść tabletki w pył.


Potrzebujemy tylko nafty kosmetycznej (ok. 9zł) i olejku pichtowego (od 7zł- 9zł). Olejek pichtowy działa przeciwzapalnie, przeciwświądowo, wykazuje silny wpływ przeciwgrzybiczy, przeciwroztoczowy , przeciwpierwotniakowy i przeciwbakteryjny. Działa również przeciwłuszczycowo, przeciwtrądzikowo. Należy go jednak rozcieńczyć i w tym przypadku najlepiej sprawuje się właśnie petroleum, które dodatkowo nawilży skórę.



Produkt nabierałam pipetką i od razu nanosiłam do buteleczki z atomizerem, która dostępna jest w każdym Rossmanie. Mieszankę łączymy ze sobą w stosunku 4:1  np 4ml nafty: 1ml olejku lub w moim przypadku 20ml: 4ml.
I co? I już! Przed każdym użyciem należy całość wstrząsnąć. Po pierwszych użyciach wacik powinien być dosłownie czarny. Po około miesiącu możemy się spodziewać dokładnego oczyszczenia. 
Jestem po ok. 3 użyciach, ale wierzę, że to co "ukręciłam" pomoże mi w walce z zaskórnikami. Ostatnio pojawiło ich się mnóstwo, pewnie z powodu upałów. Skóra nie oddychała, a ja nie zmieniłam nic w jej pielęgnacji, więc sama mogę sobie poklaskać -_-


Jestem osobą, którą nie przekonują drogeryjne preparaty tego typu. Zawsze powodowały u mnie suchą skórę i nieprzyjemne uczucie ściągnięcia. Wiem z innych blogów, że mieszankę stosują nawet dziewczyny z naczynkami. Osobiście używam go tylko na strefę T, a naczynka mam głównie na policzkach, więc myślę, że jest on w tej kwestii bezpieczny =)

Twarz lub jej strefy tonizujemy codziennie, przy czym osoby o wrażliwej cerze powinny uważać ze zbyt mocnym pocieraniem wacika.

Uwaga, olejek pichtowy ma dość specyficzny zapach, ale po oczyszczaniu możecie dodatkowo przemyć twarz i nałożyć ulubiony pachnący krem =)

Stosowałyście? A może macie inne sposoby na zaskórniki?

wtorek, 14 sierpnia 2012

O tygodniu paczek i paczuszek =)

    Ten tydzień okazał się dość pracowity dla Pana Listonosza. Przyniósł mi parę paczuszek, na które czekałam z mocnym biciem serca.  


Na pierwszą paczuchę czekałam bardzo długo. Zdziwiłam się kiedy parę dni temu dostałam powtórne zawiadomienie, że coś czeka na mnie na poczcie od 30 lipca. A wcześniej żadnego awizo nie było, a my tego dnia byliśmy w domu. Nie kłóciłam się z nimi, bo zawartość była dla mnie ważniejsza =D 
A był to olejek łopianowy i jedwab w płynie z Green Pharmacy, produkty wygrane w konkursie u *NATALII*

Olejku używałam raz na skalp i narazie nie mam o nim zdania, ale jedwab w płynie to prawdziwa perełka i wkrótce ukaże się jego recenzja.

Dzień później doszło piękne pawie oczko na starozłotym łańcuszku. Zakochałam się w nim od kiedy pierwszy raz zobaczyłam je na allegro, ale zawsze wypadały ważniejsze wydatki. Szczęściem jedna z koleżanek organizowała u siebie na blogu wyprzedaż i tym sposobem pawik wraz z gratisem w postaci próbki, znalazł się w moich łapkach i aktualnie jest nierozłącznym elementem moich outfitów.


Z kolei do rodzinnego miasteczka doszedł produkt z firmy Biocosmetics  Na razie nie wiem jak sie za niego zabrać, ale pewnie w przyszłości ukaże się jego recenzja.



O akcji postcrossingowej u GusiZet pisałam już wam jakiś czas temu. Dostałam dwie piękne widokówki z Augustowa i z Tatr dzięki Nixfado. Muszę się jej odwdzięczyć, ale uwierzycie, że w Poznaniu na głupiej poczcie nie mają widokówek? Muszę się przejść chyba do centrum -_-.


I główna gwiazda dzisiejszego postu, ktora czekała na mnie po wczorajszym powrocie z rodzinnego miasteczka. Czekałam na dzień, w którym w końcu zakupię swoją pierwszą Sleekową paletkę. Udało mi się znaleźć fajną promocję, a po otwarciu paczuszki wiem, że ta paletka nie jest moją ostatnią zdobyczą z tej firmy.


Postawiłam na klasyczne kolory i wahałam się między Oh So Special a Au Naturel, w przyszłości z pewnością zamówię, którąś z żywszymi kolorami jak np Curacao, która również bardzo mi się podoba.
Najbardziej ujęły mnie cienie Glitz i Organza mimo że nie lubie glitterów, ale niestety na powiece gdzieś znikają, muszę spróbować nałożyć je na bazę. Jednak cała armia matów powaliła mnie na kolana, dlatego wkrótce możecie się spodziewać postów czysto makijażowych, mimo że nie jestem w tej dziedzinie ekspertem.


 Ekscytujący tydzień się skończył w dniu wczorajszym. Mam chęć zamówić jeszcze parę rzeczy, ale projekt przeżycia miesiąca za 50 zł mocno mnie trzyma w ryzach. Niestety wiem, że w przyszłym miesiącu przekroczę limit i dlatego w sierpniu staram się nie przekroczyć 40 zł. Trudne to baaardzo, ale czego się nie robi dla własnej satysfakcji?


sobota, 11 sierpnia 2012

Wyniki !!!

     Tam ta da dam! Dziś wyniki rozdania zakończonego wczoraj. Niestety to ostatnia tego typu zabawa z racji ostatnich wydarzeń na blogspocie, ale czeka was jeszcze parę konkursów.
Cieszę się bardzo z dużego odzewu, nie wiedziałam, że mi samej sprawi to taką frajdę. Niestety nie obyło się również bez dyskwalifikacji niektórych osób, ale cóż. Takie rzeczy się zdarzają.

Przejdźmy zatem do konkretów


Nagrodę otrzymuje:

 

Mail wysłany, gratuluję serdecznie =)